5 Obserwatorzy
2 Obserwuję
bazgradelko

Bazgradełko

Ania. Molica książkowa. Słuchaczka muzyki. Była rusofilka, obecna turkofilka i oriento-świr. Czyta, słucha, obserwuje, notuje. O książkach pisze na bazgradelko.blogspot.com Współzałożycielka Projektu Czytelnisko, który ma za ambicję rozczytać poznaniaków :)

Dlaczego nie jestem muzułmaninem - Ibn Warraq

 

 

 

O tym, że islamem interesuję się spory czas, uważnym czytelnikom bloga nie muszę przypominać. Ibn Warraq to jedna z głośniejszych postaci w islamie, Pakistańczyk zasłynął bowiem z odważnej krytyki religii mahometańskiej. Zainspirował się przypadkiem Salmana Rushdiego, który to sprowokował dyskusję na temat islamu, a sam niemal przypłacił swoją powieść życiem. Wydarzenia związane z "Szatańskimi wersetami" skłoniły Warraqa do napisania "Dlaczego nie jestem muzułmaninem". Co ciekawe, autor pochodzi z rodziny muzułmańskiej, niektórzy z jej członków są nawet ortodoksami. Pisarz ukrywa się pod pseudonimem, jest bowiem również założycielem Instytutu Sekularyzacji Społeczeństwa Islamskiego.

Chciałabym podkreślić, że niniejsza opinia na temat książki nie jest moją oceną islamu jako systemu wiary. Trudno jest mi odnosić się i komentować niewątpliwą erudycję autora. Chciałabym jednak odwołać się do własnych doświadczeń z islamem, jak również wskazać interesujące fragmenty książki.

 

Więcej na: http://bazgradelko.blogspot.com/2013/07/dlaczego-nie-jestem-muzumaninem-ibn.html

Historia przyzwoitości

"Fenomen Marka Edelmana bodaj najtrafniej opisał Jacek Kuroń, (...) - O Marku Edelmanie można wygłosić dwa, wydawałoby się sprzeczne, sądy. Ale oba są prawdziwe. Bo z jednej strony Marek jest człowiekiem nadzwyczaj zaangażowanym we współczesność. Chodzi zarówno o jego praktykę lekarską, jak o działania społeczne. Z drugiej - wciąż jest dowódcą powstania w getcie warszawskim. To powstanie dla niego trwa." *
 
Po otrzymaniu propozycji zrecenzowania biografii Marka Edelmana  długo wahałam się z odpowiedzią. Z jednej strony to ogromne wyróżnienie ze strony Fundacji Świat Ma Sens i Wydawnictwa Agora, a z drugiej to ogromna odpowiedzialność i wyzwanie. Moja głęboka ciekawość historii dwudziestego wieku, poparta wcale niezłą wiedzą w temacie, to może być za mało. Ocenianie biografii takiego Człowieka wręcz nie przystoi. Dlatego ta opinia będzie pewnie emocjonalna i w znikomym stopniu konkretna. Bo chyba nie można inaczej. Przynajmniej ja nie umiem.
 
Przy okazji dzielenia się emocjami po przeczytaniu"Dziewczynki w czerwonym płaszczyku" Romy Ligockiej wspominałam, że nie godzi oceniać się czyichś wspomnień. Podobnie było w przypadku zbioru przemówień i wystąpień prof. Władysława Bartoszewskiego. Trudno powstrzymać się od przywołania tych tytułów przy omawianiu biografii Marka Edelmana. Większość z nas kojarzy go jako bohatera powstania w getcie warszawskim lub z reportażu Hanny Krall "Zdążyć przed Panem Bogiem". Postać wybitna, zaangażowana totalnie w wydarzenia, których świadkiem przyszło mu być. Człowiek bezkompromisowy, wierny swoim zasadom, wierzący przede wszystkim w życie. Do cna przyzwoity. 
 
Biografia jest rozszerzeniem poprzedniego wydania, którą mimo sporej objętości (ponad siedemset stron) czyta się znakomicie. Nikt tutaj nie sili się na wydumany styl i wyborne słownictwo. Historia poprzedniego wydania jest ciekawa i odsyłam do zapoznania się z nią zainteresowanych (obszernie wyjaśnione w posłowiu). Proste, rzetelne wprowadzenia w życiorys są doskonale puentowane przez samego Marka Edelmana. O wydarzeniach których był świadkiem opowiada bez patosu. Robił to, co było trzeba. Nie sposób nie zgodzić się ze słowami Jacka Kuronia, które zacytowałam we wstępie - cały czas walczył. Z nazistami, antysemitami, komunistami, ignorantami. Zawsze w zgodzie ze swoim sumieniem i po właściwej stronie. "Kiedyś zapytaliśmy Edelmana "Co zrobić, gdy w życiu jest ciężko?" Odpowiedział: - Nie zwracać na to uwagi. Iść dalej. Jeżeli wiesz, co jest dobre, a co złe, to po prostu idziesz swoją drogą. (...) I trzeba mieć dużo zaufania do ludzi, do tych, z którymi idziesz tą samą drogą. To jest zasadnicza rzecz. Jak nie masz zaufania, to znaczy - jesteś sam ..." **
 
Najistotniejsze było to, że czułam się zmuszona do refleksji. Niektóre opinie wygłaszane przez Doktora nie były wygodne dla mnie jako Polki, katoliczki czy po prostu osoby żyjącej w wygodnym świecie. Czułam się nieco zobowiązana do "przetrawienia" słów, które właśnie przeczytałam. Bardzo mało biografii działa w ten sposób na mnie. Mimo, że lektura przebiegała sprawnie, nie była łatwa. Co więcej, książka inspiruje do dalszych poszukiwań, doczytania pewnych informacji. "Zdążyć przed Panem Bogiem" zdecydowanie wymaga odświeżenia i konfrontacji z moim obecnym stanem wiedzy i umysłu. Szczególnie po tym, co przekazał Marek Edelman.
 
Biografię wydano przy okazji obchodów 70. rocznicy powstania w getcie warszawskim. Jako osoba głęboko zainteresowana historią XX-go wieku uważam, że nadal mówi się i wiemy za mało o tym wydarzeniu. Warto przy okazji zajrzeć na serwis poświęcony obchodom rocznicy i nieco poszerzyć swój stan wiedzy. "Marek Edelman. Życie. Do końca" to dobry pomysł na lekturę otwierającą. 
 
Trudno jest mi napisać coś mocniej sensownego. Jestem poruszona postacią Doktora, jego siłą charakteru. To nie tylko opowieść o powstaniu w getcie warszawskim, to historia o byciu przyzwoitym. Niezależnie od warunków politycznych. To przekaz o życiu w zgodzie z własnym sumieniem, kompletnie uniwersalny i zawsze aktualny. Polecam szczerze i gorąco.
 
 
* W. Bereś, K. Burnetko, Marek Edelman. Życie. Do końca.
** tamże
 
kategoria: biografia
Wydawnictwo Agora S.A. 2013, s. 752
Moja ocena: 5/6
 
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Agora S.A. oraz Fundacji Świat ma Sens.
Źródło materiału: http://bazgradelko.blogspot.com

Dla sagolubów ...

Wrześniowe dziewczynki - Maureen Lee

O tak! Kocham sagi! Kocham historie rodzin wielopokoleniowych, z wszystkimi smutkami, troskami, radościami, które temu towarzyszą. "Wrześniowe dziewczynki" kusiły mnie od dawna - linia stylistyczna okładki (piękna!), którą przyjęło wydawnictwo (w nawiązaniu do oryginałów angielskich) tak bardzo kusiła swoim dyskretnym, urokiem w klimacie retro, że miałam ogromną ochotę na spróbowanie pisarstwa Maureen Lee. Upolować jej powieść w bibliotece, to nie lada wyzwanie. Przychodzą jednak takie dni, kiedy książka sama znajdzie Ciebie.

Maureen Lee jest autorką niemal dwudziestu sag, zatem trafiłam chyba na jedną ze swoich ulubionych pisarek. Urodziła się i wychowywała w okolicach Liverpoolu, jako dziecko przeżyła bombardowanie tej części Anglii. Pisała od zawsze - rozpoczynała od krótkich historii, które później stały się kanwą dla pisanych z rozmachem powieści. Głównym tłem dla niemal wszystkich jej utworów jest II wojna światowa i wpisane w nią dzieje poszczególnych rodzin na przestrzeni lat. Podobnie jest w przypadku "Wrześniowych dziewczynek" - poznajemy dwie rodziny w kluczowych dla nich momentach. Brenna i Colm Carffrey przybywają do Liverpoolu za namową brata Colma - miał przygotować dla nich mieszkanie, chcieli rozpocząć nowe, odmienne od irlandzkiej biedy życie. Niestety - Paddy nie zjawia się w umówionym miejscu, rodzina musi więc poszukać mieszkania na własną rękę. Cały kłopot w tym, że Brenna jest w dziewiątym miesiącu ciąży, a ich dwaj synowie są na tyle mali, że z trudem znoszą podróż. Brenna przysiada w pewnym momencie poczuła skurcze i przysiadła na schodach przypadkowego domu. Ta chwila okazała się być znamienna dla dwóch rodzin. Brenna zostaje przygarnięta przez gosposię pracującą w domu, u którego progu się znalazła. Tego samego wieczoru pod tym samym dachem rodzą się dwie dziewczynki - Cara i Sybil. I tak oto losy rodziny Carrefrey i Allardyce połączyły się ze sobą - jak się później okazało - nierozerwalnie.

Niejednokrotnie zwracam uwagę, że trudno jest w literaturze napisać o czymś nowym - wszystkie elementy już wcześniej gdzieś występowały. Sztuką jest jednak połączyć je w taki sposób, aby primo - tworzyły zgrabną całość, secondo - zaciekawiły czytelnika. Maureen Lee wplątała swoich bohaterów w niemałe kłopoty - mamy wojnę, pijaństwo, hazard, zdrady, romanse, kalectwo. Nagromadzenie tylu nieszczęść może sugerować banał i naiwność fabuły. Nie jest to powieść wybitna, jednak M. Lee pisze w tak zgrabny, chwytający za serce sposób, że nie sposób oderwać się od jej powieści. W niedzielne południe usiadłam w fotelu, aby "chwilkę poczytać" i ocknęłam się kilka godzin później, zamykając przeczytaną książkę. Wiem doskonale, że nie jest to arcydzieło literackie, a raczej czytadło dla pań. Nie można jednak odmówić M. Lee świetnego pióra, interesujących postaci i zwrotów akcji.

Lubię sagi, lubię wchodzić w jakąś literacką rodzinę, poznawać ją, zżywać się z siostrami, braćmi etc. Maureen Lee pisze ciepło, przedstawia historię z punktu widzenia kobiety - dlatego tyle tu emocji czy wzruszeń. Bohaterowie są niemal żywi - tytułowe wrześniowe dziewczynki stworzone na zasadzie kontrastu, ich matki - Brenna i Eleanor, początkowo nieznoszące swojego towarzystwa, później stają się przyjaciółkami. Mężczyźni, którzy nie są idealni, gubią się, popełniają błędy. Okładka zapowiada cukierkową opowieść - nic bardziej mylnego. Nieszczęście ścieli się tu gęsto, ale wszystko nosi znamiona realizmu. Wszystko zapakowane w realia II wojny światowej w takich miejscach jak Liverpool czy Malta. Jaki jest finał - straciłam głowę dla tej powieści. Czyta się ją z podobnym zapałem z jakim zdarzało mi się słuchać starych opowieści o swojej rodzinie. Moją ukochaną postacią jest Nancy - ciepła kobieta, zaradna, niepozwalająca sobie na chwile słabości, ratująca każdego, kto wpadł w opresję. Doskonały portret!

Od bardzo dawna nie zostałam tak totalnie pochłonięta przez lekturę, że musiałam doczytać, zanim poszłam spać. Niemal nigdy nie zdarzyło mi się zapłakać nad książką - ostatnie strony "Wrześniowych dziewczynek" przeryczałam. No babsko ze mnie. Straszliwie fajna książka, doskonała zarówno na urlop, jak i jesienne popołudnie. Na pewno sięgnę po kolejne powieści Maureen Lee - pokochałam jej styl pisania, sposób tworzenia postaci i pomysły na fabułę. Jeśli szukacie powieści w której się zatracicie - "Wrześniowe dziewczynki" są idealne dla Was!

Recenzja ukazała się uprzednio na moim blogu: http://bazgradelko.blogspot.com